09.02.2006 :: 20:26
Ktoś sobie zażyczył nową notkę. I w ogóle chciał, żebym wykasowała tę starą... Nie wykasuję jej. Ale mimo wszystko należą się jakieś wyjaśnienia chyba... Mam problem. Sama ze sobą. Nie radzę sobie już. Znaczy... Głupie myśli, bolesna prawda, przytłaczające życie... Wszystko spada na mnie. Tyle zawodów, tyle kłamstw, tyle fałszywych uśmiechów i łez... Rzeczywistość rani. "...bo świat, w którym żyłyśmy my - ja i ty - jest zły." Czasem myślę, że nic nie ma sensu. Że życie nie ma sensu. Czasem nie wiem, co mam myśleć. A mimo wszystko jestem tu, w domu, w moim pokoju. Mam przed sobą mój komputer, ukochane książki, gitarę... Mam tyle dobra, tyle radości, tyle szczęścia. Szkoda, że czasem ból jest nie do wytrzymania, że czasem tak bardzo boli, że nie można spokojnie myśleć, nie można spokojnie żyć. Nie da się normalnie funkcjonować, nie można normalnie iść przed siebie. Po prostu nie można. Codziennie czuję, jakby wisiał nade mną wielki zegar, który odlicza minuty do końca. Sama nie wiem, jakiego końca. Przecież nic się nie stanie. Takie sobie na siłę wmawianie... Egoizm. I ślepota. Głuchota czasem też. Oto moje problemy. Nie tak łatwo wziąć się w garść. Nawet z pomocą tabletek. I nie tak łatwo uspokoić się, kiedy znowu myślisz, i myślisz, i myślisz. I wiesz, że teraz jest na wyciągnięcie ręki, a zaraz odjedziesz i już nie będzie. To jest najgorsza sytuacja w życiu. Najgorsze kilka sekund, jakich kiedykolwiek doznałam. Dla obu stron, chyba. Przyszłość jest niepewna. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale skoro innym ludziom się udało, może i mi też. Może na pewno. Miało być optymistycznie. Proszę, to dla Ciebie, Justyś.