01.02.2006 :: 11:26
Ja...nie rozumiem. Nie rozumiem mojego bólu. Przecież nic się nie stało. A mimo to serce mi krwiawi. Krwawi... Nie potrafię tego wszystkiego opisać. Nie ma słów, które powiedziały by o tym, w jakim stanie byłam wczoraj. Jak bardzo bolało... Jakim sztyletem było każde słowo, jakim ciosem każda ironia. Dziś też moje oczy cały czas chciałyby płakać. Cały czas wylewać łzy. Z bólu. Ale się powstrzymuję. Przecież muszę. Wiecie, naprawdę boję się ufać. Teraz to widzę. Chyba jedyną osobą, której tak naprawdę ufałam była Patrycja. Ale i na tym wszystkim się przejechałam. Teraz chciałam to zmienić. Chciałam mieć siostrę. Nową, wspaniałą siostrę. Tak bardzo się starałam. I jak ja mam ufać, jeśli wszyscy dokoła tylko wymagają, a nie patrzą na to, co się ze mną dzieje? Czy naprawdę musi stać się coś strasznego, żeby ludzie opamiętali się i przestali ranić? Przestali ciągle zadawać nowe rany, rozdrapywać stare? Ile jeszcze muszę wytrzymać, żeby to wszystko się skończyło? Powiem szczerze, boję się samobójstwa. Nie chcę umrzeć. Ale czuję, że z każdą myślą o tym, z każdym dotykiem ostrych rzeczy przybliżam się do tego coraz bardziej. Każda rana pcha mnie o krok do przodu, każdy ból, każda łza. Każde słowo. Każda ironia. Każdy fałszywy uśmiech. Nie umiem tego opisać. Być może za dużo teraz myśli jest we mnie. Nie wiem. W każdym bądź razie jak tylko znajdę jakieś słowa...może zdania, przyjdę i dopiszę. Rety, dlaczego?...