08.10.2006 :: 20:21
Dorosłość. Pojęcie względne, co znaczy że jedni dorastają szybciej, drudzy wolniej. Opóźnieni? Chyba nie. To po prostu ludzie, którzy dłużej szukają swojej drogi. A może zbyt dobrze im w skórze dziecka, by ją opuszczać? Nie chcę znów zadawać setek pytań, na które nie ma odpowiedzi. Bo przecież nie wszystko da się wyjaśnić racjonalnie. Ja w to wierzę. Życie to gra? Niektórzy wierzą, że nie. Liczą, że życie jest po to, by być szczęśliwym. By kochać, śmiać się i skakać. Jest tyle piękna dookoła, że to nie może być tylko częścią gry. Żal rośnie. Inni zdają sobie z tego sprawę wcześniej, dużo wcześniej. Czy to czyni ich dorosłymi? Prawda...życie to gra. A co, jeśli nie? Wszystko zależy od punktu odniesienia. Jeden błąd i całą teorię szlag trafił. Jeden błąd, żeby wszystko zniszczyć, być może cały dorobek wieczoru. Dla jednych gówno, dla innych wszystko. I to jest najgorsze. Te punkty odniesienia i względność uczuć. Bo my często sami siebie nie rozumiemy. Kłótnie, zamieszania, łzy, śmiech i radość. A ja? Gdzie w tym wszystkim ja jestem? Każdy prowadzi swoją grę. I coraz częściej zauważam, że każdy milczy. Po prostu. A ja boję się przyłączyć. Boję się stracić własną indywidualność. Czy to, że będę grać na ich regułach robi ze mnie niewolnika uczuć?