29.09.2006 :: 17:18
Wiele razy się zastanawiałam po co mi blog. Wiele razy myślałam po co mi takie miejsce, które tylko przysparza mi większej ilości kłopotów. Kłócę się z ludźmi, z moimi racjami i wreszcie z samą sobą, bo ile razy chciałabym coś napisać, tyle muszę się sama pohamować. Właściwie nie wiem, po co piszę. Ale wiem, że nie umiem mówić. Nie umiałam cały czas, nie byłam szczera z nikim. Potrafiłam tylko wrócić do domu i pisać. Gg, maile, blog...wciąż pisać. A prawda w oczach tkwiła... Aż wreszcie coś pękło, coś się złamało. Od tej pory nie istnieje dla mnie kłamstwo. Raz oszukana, nie oszukujesz nigdy. Nigdy. Wiecie, wiele razy myślałam co robić. Było tyle dróg...udawana radość, ukazywany żal i strach, zamknięta w sobie mogłam żyć we własnym świecie. Co wybrałam? Do dzisiaj nie wiem. Każdego dnia każde z wyżej wymienionych przepływa przez moje serce i przez wasze zarazem miliony razy. Ale teraz wiem, że tak nie można żyć. Trzeba się wreszcie zdecydować. Tylko czy można mówić o podjętej decyzji w życiu, w którym wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie? Gdy wystarczy tylko sekunda, dwa słowa, jeden uśmiech by wszystko nabrało kolorów tęczy? Czy można w takiej sytuacji mówić o czymś trwałym?! Z roważań ludzko-ludzkich myślę, że życie płata tyle figli...za każdym razem, gdy idę korytarzem czy siedzę w domu na moim fotelu i czytam jakąkolwiek książkę nie mogę wyjść z podziwu dla tak skomplikowanej konstrukcji, jaką jest człowiek. Ludzie pytają, a ja nie mogę im odpowiedzieć. Albo nie pytają w ogóle i posiadając tylko strzęp informacji mówią mi, że mam odpuścić. Że mam być sobą jak zawsze. Że mam zobojętnieć. To jest tak skomplikowane, a zarazem tak proste, że wolę uciec do domu i skryć się pod kołdrą ze wspomnieniami. Czy kiedykolwiek znajdzie się ktoś, kto pokaże mi drogę? Jeszcze chyba nigdy nie brakowało mi kogoś bliskiego tak bardzo, jak teraz. "A miało być tak pięknie...miało nie wiać w oczy nam i ociekać szczęściem...miało być sto lat, sto lat..." Zatapiam się w dźwiękach niektórych piosenek, które oddają wszystko, co czuje moje serce. Wiem, że można sobie samemu wmówić wiele rzeczy. Można sobie wmówić, że się kocha, że się nienawidzi, że jest się samotnym i że jest się super-extra-mega-giga.... Niektórzy przez to wpadają w koło obłędu. I zatracają kompletnie siebie i swoją duszę. Tylko gdzie jest granica? I czy Ci, którzy są dla mnie wszystkim już ją przekroczyli? Czy da się jeszcze cokolwiek uratować?... Czemu wciąż wierzę i walczę?!