08.08.2006 :: 20:55
...doszły na przystanek. Joan podeszła sprawdzić o której mają autobus. - 10 minut. - rzekła. Obydwie rozsiadły się na ławce. Dłuższą chwilę milczenia postanowiła przerwać Rose. - O czym myślisz? - spytała przyjaciółkę. - O marzeniach. Ludzie krążyli dookoła. Z jednej strony Rose zauważyła człowieka ubranego dość śmiesznie. Miał na stopach jedną skarpetkę, a na głowie pomarańczowy beret. Stał podpierając słup informacyjny i rozglądał się dookoła. Gdy jego wzrok padł na Rose, dziewczyna lekko się zarumieniła. - Dokąd jedziemy? - spytała Joan. - Tam, gdzie...ty wiesz... - odpowiedziała z nutą błagania w głosie. - Nie spotkasz jej tam. - surowość głosu Joan wywołała u Rose wzrok, który przybrał szklany wygląd. - Ja nie...no...no to jedźmy do Michaela. Joan aż podskoczyła ze szczęścia i uścisnęła przyjaciołkę. - Na ciebie to zawsze można liczyć! Człowiek w pomarańczowym berecie uśmiechnął się leniwie do młodej dziewczyny...