9:00 rano. drrrrr!
- Taaak...?
- Siema, tu Daria. Słuchaj, może byśmy się spotkały jakoś tak za godzinę jednak, co?...
- No, ja też zaspałam.
- To pa!
Zwlekłam się z łóżka i brutalnie wyrzucona na dwór z rowerem razem z Darią...jedziemy.
Dłuższa część drogi minęła bez zarzutu. Nie licząc narzekań mojej drogiej przyjaciółki na wszystko dookoła: za szybko jadę, nogi ją bolą, głowa ją boli, rower jest głupi, samochody ją rozjadą, ludzie stoją jak słupy, dzieciaki za dużo biegają, a starszy pan śmiał zwrócić jej uwagę, że nie dotrzymuje tempa koleżance.
Kocham to ^^.
Postój. Pierwszy, nawet w porządku. Drugi...trochę dłuższy, ale jakoś udało mi się ją zwlec z powrotem na rower. Trzeci?
- Ja nigdzie nie jadę.
- Ale Daria! Przecież mamy dużo jeszcze do przejechania, nogi nie mogą Cię tak bardzo boleć, a czas leci jakbyś nie zauważyła!
- Wypchaj się.
Siedzimy dalej. Po jakieś pół godzinie wreszcie ruszyła swoje cztery litery i wsiadła na rower.
- Mi jest dziwnie.
- Co to znaczy dziwnie znów?
- No dziwie.
Podeszłam, patrzę, w oponie brak powietrza. Przebita, nie ma bata.
- Masz pompkę? - pytam, ale już znakomicie znam odpowiedź.
- Głupia jesteś?
Dobra. Ruszyłyśmy z miejsca w kierunku domu. Takiej drogi to ja jeszcze nigdy nie miałam. Przekleństw było coniemiara (nie będę powtarzać:P).
W każdym razie dojechałyśmy.
I w tym miejscu chciałabym serdecznie mojej kochanej Dusi podziękować za to, że swoimi ślicznymi nóżkami przeszła taki szmat drogi, i jeszcze serdeczniej pogratulować jakże wielkiego wyczynu:*
Jesteś po prostu wielka kochana:D.
PS. A już za kilka godzin na działkę do Ani jadę...kocham wakacje!:)
Sprostowanie.
Zmuszona przez moją jakże kochaną przyjaciółkę dopisuję, że to ja zwlekłam ją z łóżka, i że to moja wina, iż ona zaspała, bo normalnie nigdy by mnie na rowery na 9:00 ze mną nie jechała. To po prostu ja jestem głupia:D.
Koniec sprostowania. |