24.07.2006 :: 14:05
9:00 rano. drrrrr! - Taaak...? - Siema, tu Daria. Słuchaj, może byśmy się spotkały jakoś tak za godzinę jednak, co?... - No, ja też zaspałam. - To pa! Zwlekłam się z łóżka i brutalnie wyrzucona na dwór z rowerem razem z Darią...jedziemy. Dłuższa część drogi minęła bez zarzutu. Nie licząc narzekań mojej drogiej przyjaciółki na wszystko dookoła: za szybko jadę, nogi ją bolą, głowa ją boli, rower jest głupi, samochody ją rozjadą, ludzie stoją jak słupy, dzieciaki za dużo biegają, a starszy pan śmiał zwrócić jej uwagę, że nie dotrzymuje tempa koleżance. Kocham to ^^. Postój. Pierwszy, nawet w porządku. Drugi...trochę dłuższy, ale jakoś udało mi się ją zwlec z powrotem na rower. Trzeci? - Ja nigdzie nie jadę. - Ale Daria! Przecież mamy dużo jeszcze do przejechania, nogi nie mogą Cię tak bardzo boleć, a czas leci jakbyś nie zauważyła! - Wypchaj się. Siedzimy dalej. Po jakieś pół godzinie wreszcie ruszyła swoje cztery litery i wsiadła na rower. - Mi jest dziwnie. - Co to znaczy dziwnie znów? - No dziwie. Podeszłam, patrzę, w oponie brak powietrza. Przebita, nie ma bata. - Masz pompkę? - pytam, ale już znakomicie znam odpowiedź. - Głupia jesteś? Dobra. Ruszyłyśmy z miejsca w kierunku domu. Takiej drogi to ja jeszcze nigdy nie miałam. Przekleństw było coniemiara (nie będę powtarzać:P). W każdym razie dojechałyśmy. I w tym miejscu chciałabym serdecznie mojej kochanej Dusi podziękować za to, że swoimi ślicznymi nóżkami przeszła taki szmat drogi, i jeszcze serdeczniej pogratulować jakże wielkiego wyczynu:* Jesteś po prostu wielka kochana:D. PS. A już za kilka godzin na działkę do Ani jadę...kocham wakacje!:) Sprostowanie. Zmuszona przez moją jakże kochaną przyjaciółkę dopisuję, że to ja zwlekłam ją z łóżka, i że to moja wina, iż ona zaspała, bo normalnie nigdy by mnie na rowery na 9:00 ze mną nie jechała. To po prostu ja jestem głupia:D. Koniec sprostowania.