pech. po prostu pech.
zaczęło się od budzika. nie zadzwonił rano, przez co spotkanie się przesunęło. potem buty. pies zgłodniał, po prostu chciał się bawić, paseczki przegryzione, trzeba kupić nowe. upał, palące słońce, brak wody, brak sklepów, pot. źle. po prostu źle. spóźnienie na jeden autobus, drugi. wreszcze dojazd do celu, Stary Rynek stoi otworem, sklepy....i jak tu znaleźć zwykłe japonki za 20 złotych? spacerem (strasznie męczącym) przejście do Błyskotki. szybki wybór, choć jeden szczęśliwy finał dzisiaj. potem kebab. rozwalony, rozklekotany kebab, mimo wszystko smaczny. pomijając niepotrzebne przejście kilkudziesięciu metrów tylko po to, by zapłacić tyle samo można uznać to za szczęśliwy zbieg okoliczności. brak czasu, trzeba się spieszyć. wycieczka na ósemkę, która notabene nie jeździ, również była szczytem inteligencji z naszej strony. cóż...podjechał 94. czemu nie korzystać? jednak nie znając trasy ów autobusu naraziłyśmy się na kolejne błedy wytknięte tym razem przez obsługę komunikacyjnego pojazdu (czyt. kierowcę: "a wy tu czego jeszcze?!"). kolejno wycieczka (znaczy bieg) na podjeżdżającą ósemkę, i moje głośne "kur..!". później zderzenie ze wspomnieniami i w oczekiwaniu na autobus spostrzeżenie braku perfum. po prostu...smacznie.
do domu dojechałam cała. no, trochę spocona i zmęczona, wykończona też ociupinkę, ale mimo wszystko dojechałam. doszłam właściwie. ten dzień na długo zostanie w mojej pamięci. a, co ciekawe, w środę zapowiada się to samo:P.
PS. zamieszanie można było spostrzec na ulicach Bydgoszczy w godzinach 14-18. w całej zabawie brałam udział Ja i Agnieszka:D. jutro będzie strrrasznie... |